Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2018
Dystans całkowity: | 629.77 km (w terenie 13.00 km; 2.06%) |
Czas w ruchu: | 32:02 |
Średnia prędkość: | 19.66 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.10 km/h |
Suma podjazdów: | 3228 m |
Suma kalorii: | 19178 kcal |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 104.96 km i 5h 20m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 12 czerwca 2018
Kategoria okolice
Most na Czarnym Dunajcu
Trasa sunsetowa powrót już po ciemku tak jak wczoraj. Wreszcie mogę napisać, że pod nogą jest moc. Długo trzeba było czekać w tym roku. Cóż chyba pesel. Wiatr zero. Powrót w kamizelce bo dość chłodno.
- DST 32.70km
- Czas 01:18
- VAVG 25.15km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 968kcal
- Podjazdy 238m
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 11 czerwca 2018
Kategoria okolice
Późny wieczór ścieżka
Powrót po ciemku
- DST 46.50km
- Czas 01:57
- VAVG 23.85km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 10 czerwca 2018
Kategoria 50 - 100, okolice Sącza
Przechyba
Jeden z trudniejszych podjazdów moich ever. Pewnie ma na to moja niższa niż w zeszłym roku forma i wyższa waga. Pierwszy raz jadę rowerem przez Stadła i Podegrodzie. Super traska. Początek podjazdu na luzie, niestety od około 700 mnpm, czyli 4 kilometry do szczytu zaczęły się schody. Odpoczywam około 8 razy nawet co 200 metrów, żeby wyskrobać się na górę. Myję się w potoku żeby schłodzić organizm. Było baaaardzo ciężko. Ledwo jestem w stanie wyprzedzić starszą parę wychodzącą na nogach. W końcu jest Przechyba 1150 metrów, wyżej w Polsce na rowerze nie byłem. Zjazd szalony, niestety nie wytrzymuję hamulce muszę kilka razy zatrzymywać się żeby je wyregulować. Znikają w oczach. Znowu rysuję obręcze. Powrót tą samą drogą. Statystyki...podjazd ma 11,8 km. średnie nachylenie 6,9, max 16. Czwarte miejsce w Polsce. Wyżej chyba tylko przełęcz karkonoska.
- DST 62.87km
- Teren 2.00km
- Czas 03:20
- VAVG 18.86km/h
- VMAX 56.10km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 2329kcal
- Podjazdy 831m
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 9 czerwca 2018
Kategoria 50 - 100, okolice Sącza
Piwniczna po wodę
Kolejny wariant trasy, czyli za mostem na Dunajcu skręt w prawo na Stary Sącz. Wychodzi aż 35 kilometrów do źródła. Z powrotem 10 km. mniej bo Węgierską. Przywiozłem ponad 11 litrów, tak jak 2 tygodnie temu.
- DST 61.31km
- Teren 1.00km
- Czas 02:55
- VAVG 21.02km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 1999kcal
- Podjazdy 598m
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 czerwca 2018
Kategoria 100 - 200
Częstochowa - Kraków
Ale się wyspałem. Rano boli tyłek, ale bez szaleństw. Basia dzięki za pyszne śniadanko. Andrzej wyjazd z Częstochowy dzięki Tobie był genialny. Trochę marudzę w Olsztynie potem Żarki i schody. Wysokie.Zaplanowana była ścieżka rowerowa z Żarek do Kroczyc. I w tym problem, że w Żarkach leczą kompleksy trasą żydowską i ilością ścieżek rowerowych. Na rynku zaczyna się niewinnie od trzech. Niby spoko ale nie wiadomo w którą stronę ruszyć. Podkusiło mnie żeby pójść do IT w synagodze. Tam zadałem głupie pytanie czy ścieżka przez Bobolice do Kroczyc jest asfaltowa. Na co Pani zatrudniona w INFORMACJI TURYSTYCZNEJ odparła, że nie wie. W końcu głupie pytanie, a poza tym pewnie ma tam mięso. Poczęstowała mnie za to mapą, z której zrobiłem sobie błotnik. Trochę brudu i wody jednak przyjął na siebie, ale to później. Żarki kosztowały mnie ponad 2 godziny. Najpierw sanktuarium, później trafiam na ścieżkę do Bobolic ale okrężną. Dowiaduję się o tym po drodze na podstawie dogłębnej analizy licznych map i strzałek. Postanawiam jednak nie wracać bo co to jest te parę kilometrów. Ścieżka piękna, góra - dół, prawo - lewo. Liczne wiaty i widoczki. Generalnie Jura bije na łeb to co widziałem wczoraj. Podjazdy robią się bardzo strome. Miło przestaje się robić gdy asfalt się kończy i trzeba drałować 3 kilometry przez pola. Wychodzę we wsi gdzie trafiam na kolejne 2 warianty szlaku - Bobolice 4,4 i 4,6 km. Kończy się tak że olewam ścieżki i jadę drogą. Ścieżki są i tak leśnymi drogami bez asfaltu. W Bobolicach gubię się, niepotrzebnie dojeżdżam do Mirowa, wracam znajduję cholerny czarny szlak, który kończy się kamienistym nieprzejezdnym dla mnie traktem. Odbijam w bok na asfaltówkę kończącą się w polach. Idę na przełaj przez pola i lasy dochodzę do cywilizacji i asfaltu. Ścieżek rowerowych na dziś wystarczy. Do Kroczyc jadę już normalnie drogą nr 792 co powinienem zrobić w Żarkach. W Przyłubsku dopada mnie pierwszy deszcz, przeczekuję pod drzewem w pelerynie. Pozwalam sobie nawet na luksus czekania na przeschnięcie asfaltu, jak się okazało później całkiem niepotrzebnie. W Pilicy na rynku nabieram wody i zjadam deser ryżowy z Żabki. W Smoleniu widzę skutki oberwania chmury które musiało być wcześniej, woda płynęła jezdnią. Za zamkiem dopada mnie ulewa, przeczekuję na przystanku gdzie ledwo znajduję suchy kawałek. Do następnego przystanku mam już całą koszulkę i gacie z tyłu mokre od wody spod tylnego koła. Zmiana taktyki wkładam pelerynę, to jej debiut. Dobra zmiana. Jest ciepło na zjazdach i nawet nie gotuję się na podjazdach. Droga będzie mokra aż do Krakowa. Ostatni przystanek w Wolbromiu gdzie znowu leje ale jestem wtedy w Biedronce. Pierwszy konkretniejszy posiłek od śniadania. Jest już 18.30, przed Krakowem tylko jeden rest na picie na obwodnicy Skały. Tak Skała ma obwodnicę. W Zielonkach przed Krakowem musiała być straszna nawałnica, widać, że rzeka płynęła jezdnią. Pod domami worki z piaskiem. W Krakowie wstyd włączam nawigację żeby zorientować się w terenie. Północną część znam słabo. Włączam oświetlenie. W domu jestem nie wiem o której chyba o 21. Włączam pralkę i zdążam jeszcze zrobić zakupy w Piotrze i Pawle. Po moim wyjściu zamykają. Nie mam pełni czucia w rękach. Pewnie rezultat ciągłej jazdy od Wolbromia.
Olsztyn - wystawa w cetrum






Sanktuarium w Żarkach całkiem spoko


Trochę za dużo tych szlaków jak na jeden dzień i trasę Częstochowa - Kraków

Po drodze na Trzebniów - piękna traska zero rowerzystów

Pustelnia...a nie wygląda





Przeklęte Bobolice z mojej autostradale

A to moja autostrdale...czemu tu tak cicho i pusto



Suszenie po pierwszym deszczu...zbędne

Rynek w Pilicy całkiem, całkiem

Olsztyn - wystawa w cetrum






Sanktuarium w Żarkach całkiem spoko


Trochę za dużo tych szlaków jak na jeden dzień i trasę Częstochowa - Kraków

Po drodze na Trzebniów - piękna traska zero rowerzystów

Pustelnia...a nie wygląda





Przeklęte Bobolice z mojej autostradale

A to moja autostrdale...czemu tu tak cicho i pusto



Suszenie po pierwszym deszczu...zbędne

Rynek w Pilicy całkiem, całkiem


- DST 150.70km
- Teren 10.00km
- Czas 07:30
- VAVG 20.09km/h
- VMAX 52.50km/h
- Kalorie 4947kcal
- Podjazdy 1561m
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 1 czerwca 2018
Kategoria 200 - 300
Poznań - Częstochowa
Dystans życia, ale może to nie ostatnie słowo. Pomysł wziął się stąd, że syn jechał Fordem Transitem do Poznania, a że miałem wolne parę dni to jazda. Z Krakowa wyjechaliśmy przed południem autostradą na Wrocław na miejsce dotarliśmy o 16.30. Przygotowałem sprzęt i ruszam o 17. Syn poszedł kupić bilet na pociąg powrotny i na zwiedzanie Poznania. Godzinę wyjeżdżam z miasta, kawałek główną drogą, żeby przejechać estakadą nad torami. Na 15 kilometrze już za Poznaniem jedyna awaria - dokręcam poluzowane siodełko. Pierwsza pięćdziesiątka bardzo spoko lokalnymi drogami, czasami dość kiepskimi. Częste postoje, żeby zorientować się co do kierunku jazdy, dzięki temu nie zrobiłem żadnego błędu nawigacyjnego. 60 kilometrów robię do zmroku. Pierwszy posiłek późnym wieczorem, wcześniej jadłem aż w Krakowie, czyli 10 godzin o suchym pysku. Przed Jarocinem na drodze nr 11 zakaz jazdy rowerem. Wcześniej nie było pewnie ze względu na most na Warcie. Odległości między przeprawami są spore. Do Jarocina dojeżdżam przypadkowo trafioną ścieżką rowerową z kostki, która to nawierzchnia będzie mnie prześladować przez cały następny dzień. W Jarocinie wjeżdżam do całkiem ładnego centrum, gdzie zjadam pomidory bo jest pompa z wodą. Doładowuję trochę telefon z powerbanka. Montuje oświetlenie na rower, do tej pory jechałem tylko na tym z prądnicy. Kręcę całą noc jest ciepło, długie rzeczy ubieram dopiero po pierwszej. Średnia spada poniżej 20 bo zmęczenie, spać się chce i te cholerne ścieżki z kostki wzdłuż 11 którą turlam do Kalisza. Próbuję się drzemnąć na ławce w jakiejś miejscowości ale jest za zimno na takie luksusy. Jak jadę jest mi ciepło. Przejazd przez Kalisz super, żadnego ruchu. Ptaszki ćwierkają a jest jeszcze całkiem ciemno. Wjeżdżam do Polski C zupełnie lokalnymi drogami często w kiepskim stanie. Kilka razy trafiam na zastoiska bardzo zimnego powietrza, ale na ogół jest spoko. Nigdzie nie przystaję bo jest za zimno. Zrobiło się jasno, w Brzezinach pełnych drewnianych rzeźb jem śniadanie. O 6 robi się na tyle ciepło, że mogę myśleć o odpoczynku. Wchodzę do lasu ładuję telefon i kładę się na pelerynie. Przesypiam chyba ponad godzinę. W Lututowie stolicy Polski C kupuję 2 litry Muszynianki. Kilka kilometrów dalej jadę pod nową autostradą S 8, której nie ma na mojej mapie. W Wieluniu jest już bardzo gorąco, jem 2 lody i popijam maślanką. Mycie i smarowanie kremem. Prędkość spada z powodu czołowego wiatru, momentami bardzo silnego. Jest bardzo gorąco. Do Działoszyna miałem zaplanowane lokalne drogi, ale chyba most w Kamionie jest zamknięty dlatego wracam do trasy 486. Dziękuję panowie drogowcy za dodatkowe kilometry. To na szczęście jedyna taka niespodzianka, resztę robię po zaplanowanych drogach z google maps, co zrobiłem jeszcze w domu i zaznaczyłem sobie na mapach. W Działoszynie odpoczywam długo nad Narwią z nadzieją na osłabienie wiatru. Nic z tego. Męka do samej Częstochowy. Wokół widzę deszcze i słyszę burze ale mijają obok. Jeszcze gdzieś kupuję 1,5 litra wody. Pod Jasną Górą odpalam nawigację i tak trafiam do Basi i Andrzeja. Królewska gościna, pyszne zapiekanki i wcale nie było piwa. Wielkie dzięki. A i jeszcze najważniejsze...prysznic...nawet z wodą w komplecie. Jednak jestem człowiekiem. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ. Spać. Ogólne wrażenia? Nie jestem wielkim fanem Piłsudskiego ale pewnie miał rację w tym, że Polska jest jak obwarzanek. Nieciekawa w środku i lepsza wokół. Tyle tego. Góry lepsiejsze no i ten wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, wiatr, a i jeszcze wmordewind.
Jarocin by night

Bike by night

Wschód słońca nad Polską C...zimno

No comments
Jarocin by night

Bike by night

Wschód słońca nad Polską C...zimno

No comments

- DST 275.69km
- Czas 15:02
- VAVG 18.34km/h
- VMAX 43.70km/h
- Kalorie 8935kcal
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze