Wpis pierwszy, ale przejażdżka nie pierwsza. W końcówce lutego 20 i 25 km. Długopole i Wróblówka z żoną i 30 km. Obidowa, lekko za mostek because snow and wet. Cały miesiąc do pracy i troszkę w Krakowie. Luty koło 150 km. Styczeń minimalny bo Liguria, jezioro Como i mnóstwo śniegu na Podhalu.

Tak ciepło, że część dystansu bez rękawiczek.
Do końca miesiąca jeszcze 3 razy z żoną w różnych kierunkach - razem 100 km. Od września do grudnia cały czas do jedynki i szóstki na rowerze, tylko raz na nogach bo bardzo lało. Ten rok bez bolesnych upadków tak jak w 2017 i 2016. Najboleśniejszy był grudzień przed wigilią jak wracałem ze sklepu hydraulicznego - naprawa kranu w kuchni. Nie przewróciłem się co prawda na lodzie, ale ratując się noga wpadła mi w trójkąt ramy. Złamałem sobie koszyk na bidon, co zauważyłem dopiero kilka dni później. Bilans 2018 to 4100 kilometrów czyli gorzej niż rok wcześniej.

Ścieżką do Wróblówki, przełęcz Pieniążkowicka, powrót przez Pyzówkę, Ludźmierz.

Last time

Główną drogą na Gronków z Bukowiny piękne widoki na Tatry. Na Głodówce zachód słońca, widoki słabsze niż w Bukowinie. Zjazd do Poronina i wzdłuż Zakopianki. Druga wysokość w tym roku po Przechybie. Tylko 6 metrów różnicy.

Do Frydmana ścieżką, tam skręt na wał między jeziorem a wsią. Piękne widoki, niestety nie mam aparatu. Przez Krempachy na przełom Białki. We Frydmanie zatrzymałem cyclodroida i zapomniałem włączyć.

Przez Bór na Czerwonem, Gronków, Trybsz, Łapsze. Korek w Nowej Białej z powodu krów, haha. Powrót przez Falsztyn i ścieżką wzdłuż Dunajca po ciemku. Miała być Łapszanka, ale Anka niedysponowana. Od jutra oziębienie.

Przez Partyzantów, przełęcz sieniawską. Gofry. Powrót przez Pyzówkę. Super.

Lody Czarny Dunajec, las.