Wpisy archiwalne w kategorii
100 - 200
Dystans całkowity: | 2169.14 km (w terenie 71.00 km; 3.27%) |
Czas w ruchu: | 89:26 |
Średnia prędkość: | 21.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 63.60 km/h |
Suma podjazdów: | 13719 m |
Suma kalorii: | 71800 kcal |
Liczba aktywności: | 18 |
Średnio na aktywność: | 120.51 km i 5h 35m |
Więcej statystyk |
Sobota, 5 sierpnia 2017
Kategoria 100 - 200
Bardejów, kupele, Magurski Park Narodowy, decyzja o powrocie
Rano o 6 przyjechało na kije starsze małżeństwo, rozmawiam z nimi i jadę dalej. Słowacy spoko do śniadania rozmawiałem jeszcze z kierowcą tira i elektrycznym rowerzystą pod Tesco. W Tesco myję zęby, piorę koszulkę bo po praniu w mętnym potoku jest brudniejsza niż wcześniej. Kupuję 2l kofolę, chleb i 2 smoothie za 9 zł. Rynek w Bardejowie cudowny, szczególnie tak wcześnie gdy jeszcze jest pusty. Zjadam gulasz angielski, ładuję telefon, są gniazdka, wody niestety nie ma. Wziąłem dwa powerbanki jak się okazało niepotrzebnie. Byłem tu 30 lat temu naprawdę warto. Parę kilometrów dalej Bardejowkie Kupele, fajne uzdrowisko bez ruchu samochodowego, nawet rowerem nie wolno. Nabieram ponad 2 litry mineralki. Po 4 godzinach nie ma po niej śladu. Ostatnie 3 kilometry do granicy wyczerpujące, staję kilka razy na picie, 31 stopni. Droga przez Magurski Park Narodowy ekstra, łemkowskie wioski po których zostały tylko groby i nazwy na mapie. Nad Wisłoką za wsią Krempna ponad godzina postoju na kąpiel, pranie i jedzenie. O 16 pora ruszać dalej. W planie były okolice Komańczy. Niestety na podjeździe za wsią Polany życie zweryfikowało plany. Jakie rymy nie wiem kurfa gdzie wykrzyknik. Na dwóch największych kółkach kasety z napędu dobiegały jakieś dziwne dźwięki piski z ocieraniem. Na postoju leję olej w podejrzane miejsca. Po ruszeniu dźwięki powracają, później zanikają do zera. Decyduję się na jazdę do Nowego Sącza gdzie mieszka moja mama. Problem jest taki, że jest przed 17 a mam do zrobienia 80 km tak mi z mapy wychodzi. Okazało się że było 90 km. Od tej pory postoje tylko na stojąco na picie i jedzenie. Droga nr 993 za Nowym Żmigrodem fatalna. Za Gorlicami włączam oświetlenie, jakaś babka krzyczy z auta że jest ścieżka dla rowerów, a był tylko chodnik. Cóż bywa i tak. Duże podjazdy przed i za Grybowem. Najbardziej optymistyczny plan został zrealizowany, w Sączu jestem o 22. Nawet wieczorem jest 20 stopni. Wypijam ponad 7 litrów. Zwycięstwo.
Piszę to dwa dni później, pogoda zupełnie nierowerowa. Dziś nie zrobiłbym nawet 10 kilometrów, tak pada. Po południu przestaje, dokręciłbym więcej.
Kiedyś to mieli rozrywki eh.

Nasi tu som




Bardejowski ryneczek


Zlot blachosmrodów, byłem dla uczestników niewidzialny, jak z innej planety





Gratka dla wielbicieli chrząszczy


Mało, że dostali ulicę to jeszcze skwer











Lista Unesco jak najbardziej zasłużona





Pod tą panią są prameny czyli źródła w Bardejowskich Kupelach

Bywali tu wielcy monarchowie tu cesarzowa Elżbieta królowa Węgier czyli Uchorska po słowacku

A ten pan pokonał samego Napoleona Bonaparte


Tu by się spało





Tu było ciężko, gorąco i pod górę

W Magurskim Parku Narodowym można zauważyć takie tabliczki...ja bym nie zwolnił...raczej

To nazwa wsi która tu była przed wysiedleniem Łemków

Tyle po nich zostało
Piszę to dwa dni później, pogoda zupełnie nierowerowa. Dziś nie zrobiłbym nawet 10 kilometrów, tak pada. Po południu przestaje, dokręciłbym więcej.
Kiedyś to mieli rozrywki eh.

Nasi tu som




Bardejowski ryneczek


Zlot blachosmrodów, byłem dla uczestników niewidzialny, jak z innej planety





Gratka dla wielbicieli chrząszczy



Mało, że dostali ulicę to jeszcze skwer











Lista Unesco jak najbardziej zasłużona





Pod tą panią są prameny czyli źródła w Bardejowskich Kupelach

Bywali tu wielcy monarchowie tu cesarzowa Elżbieta królowa Węgier czyli Uchorska po słowacku

A ten pan pokonał samego Napoleona Bonaparte


Tu by się spało





Tu było ciężko, gorąco i pod górę

W Magurskim Parku Narodowym można zauważyć takie tabliczki...ja bym nie zwolnił...raczej

To nazwa wsi która tu była przed wysiedleniem Łemków

Tyle po nich zostało

- DST 148.98km
- Czas 07:33
- VAVG 19.73km/h
- VMAX 63.60km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 7596kcal
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 4 sierpnia 2017
Kategoria 100 - 200
Jarabinski prelom, Stara Lubowla, kupele
To miał być początek kilkudniowej wyprawy gdzieś na wschód, skończyło się na dwóch dniach. Powodem problemy techniczne drugiego dnia i stąd spontaniczna decyzja o powrocie do Nowego Sącza. Prognozy pogody takie sobie i sprawdziły się, 3 i 4 dzień byłyby brzydkie, zimne i z deszczem. W zasadzie nie miałem żadnego planu poza ogólnym kierunkiem. Z nowości debiut sakw crosso i od razu ujawniła się ich największa wada czyli konieczność ciągłego szukania czegoś co nie jest na wierzchu. Massakra. Pakowanie naprawdę trzeba dwa razy przemyśleć. Zabieram też nowy namiot 2 osobowy kupiony 2 lata temu w Tesco w Krakowie. Okazało się że niepotrzebnie. Do jedzenia mam banany, nektarynki, pomidory, paprykę, chleb, konserwę, musztardę, ser żółty, słodycze. Wystarczyło na dwa dni, trochę zostało, kupiłem tylko chleb i picie.
Wstaję po 5 wyjazd 6.30. Kilka razy zatrzymuję się bo opada torba na kierownicy na przednie koło, musi być pełna wtedy ok. Rower ze wszystkim waży 32kg, ja 82 kilka za dużo. Dłuższy postój w Czerwonym Klasztorze, nabieram wody Smerdzonki i ładuje telefon, jem 3 banany, aha jechałem przez Łapsze, dziś będzie tam Tour de Pologne. Jedzie się super bez szaleństw, pod górę czuć ciężar. Następny cel to Jarabinski Prelom przed Litmanową. Dwa miesiące temu próbowałem zobaczyć go z córką jak wracaliśmy z Sącza, ale ulewa pokrzyżowała nasze plany. Teraz też mało brakowało a nie zobaczyłbym nic. Łaziłem w upale nie mogąc znaleźć drogi a jak już się udało to nie można było zabrać roweru. Zdecydowałem się zostawić bika i zszedłem stromą ścieżką w dół. Na początku przełom nie robi wielkiego wrażenia szczególnie po tych długich poszukiwaniach w upale. Później robi się jednak ciekawie nawet bardzo. Najlepszy jest fragment w którym trzeba iść w samych kąpielówkach i to z największym trudem. Woda momentami ma 1,5 metra. Kąpiel w lodowatej wodzie podniosła upadające na pysk morale. Wracając spotkałem Słowaka, który przyjechał na bicyklu z Kieżmarka i był bardzo niezadowolony gdy dowiedział się, że nie zejdzie na dół z rowerem. Miejsce ze względu na poziom trudności nie cieszy się popularnością. Umieram z głodu od rana 5 bananów, w Starej Lubowli wjeżdżam na rynek z nadzieją że jest pitna woda choćby do umycia pomidorów ale nic z tego. Cisnę więc do Lubowiańskich Kupeli gdzie jest pyszna mineralka. Miejsce znam z imprezy sprzed kilkunastu lat. Wreszcie zjadam coś porządnego tj. kromki z serem i pomidorami.
Po godzinnym odpoczynku ruszam w stronę Bardejowa...oczywiście pod wiatr. Za Ruską Wsią nad Popradem długi podjazd. Chociaż już pod wieczór i nie ma słońca to cały zlewam się potem. Za przełęczą była potężna ulewa bo wszystkie potoki mętne, wilgoć ogromna, widać też połamane gałęzie, stąd też miałem ten wiatr. Przed Bardejowem kąpie się w potoku i wybieram na nocleg stadion pośrodku niczego, do wsi około kilometr. Czaję się do zmroku, jedząc ciastka i gdy już mam rozkładać namiot na pysznej trawce podjeżdża samochód i krąży po parkingu. Odjeżdża ale przyjeżdża następny, parkuje nieopodal...odjeżdża. Stwierdzam w takich pięknych okolicznościach przyrody, że lepiej będzie spać na zadaszonych trybunach po przeciwległej stronie. Był to strzał w 10 całą noc cisza. Gorąco. Do śpiwora wlazłem dopiero o północy. Pełnia księżyca nie przeszkadzała bo byłem pod dachem. Zdaję się, że w nocy padało.

Tu kąpiel, po tych drewnach idzie się w głąb przełomu...nie jest łatwo
Światło do robienia zdjęć niestety kiepskie




Tu godzinny odpoczynek




Szatnia stadionu na którym spałem, na tej trawce miał być namiot

Ostatecznie wylądowałem po przeciwległej stronie na samej górze pod dachem. Obyło się bez rozkładania namiotu i późniejszego suszenia

To już zajawka następnego dnia
Wstaję po 5 wyjazd 6.30. Kilka razy zatrzymuję się bo opada torba na kierownicy na przednie koło, musi być pełna wtedy ok. Rower ze wszystkim waży 32kg, ja 82 kilka za dużo. Dłuższy postój w Czerwonym Klasztorze, nabieram wody Smerdzonki i ładuje telefon, jem 3 banany, aha jechałem przez Łapsze, dziś będzie tam Tour de Pologne. Jedzie się super bez szaleństw, pod górę czuć ciężar. Następny cel to Jarabinski Prelom przed Litmanową. Dwa miesiące temu próbowałem zobaczyć go z córką jak wracaliśmy z Sącza, ale ulewa pokrzyżowała nasze plany. Teraz też mało brakowało a nie zobaczyłbym nic. Łaziłem w upale nie mogąc znaleźć drogi a jak już się udało to nie można było zabrać roweru. Zdecydowałem się zostawić bika i zszedłem stromą ścieżką w dół. Na początku przełom nie robi wielkiego wrażenia szczególnie po tych długich poszukiwaniach w upale. Później robi się jednak ciekawie nawet bardzo. Najlepszy jest fragment w którym trzeba iść w samych kąpielówkach i to z największym trudem. Woda momentami ma 1,5 metra. Kąpiel w lodowatej wodzie podniosła upadające na pysk morale. Wracając spotkałem Słowaka, który przyjechał na bicyklu z Kieżmarka i był bardzo niezadowolony gdy dowiedział się, że nie zejdzie na dół z rowerem. Miejsce ze względu na poziom trudności nie cieszy się popularnością. Umieram z głodu od rana 5 bananów, w Starej Lubowli wjeżdżam na rynek z nadzieją że jest pitna woda choćby do umycia pomidorów ale nic z tego. Cisnę więc do Lubowiańskich Kupeli gdzie jest pyszna mineralka. Miejsce znam z imprezy sprzed kilkunastu lat. Wreszcie zjadam coś porządnego tj. kromki z serem i pomidorami.
Po godzinnym odpoczynku ruszam w stronę Bardejowa...oczywiście pod wiatr. Za Ruską Wsią nad Popradem długi podjazd. Chociaż już pod wieczór i nie ma słońca to cały zlewam się potem. Za przełęczą była potężna ulewa bo wszystkie potoki mętne, wilgoć ogromna, widać też połamane gałęzie, stąd też miałem ten wiatr. Przed Bardejowem kąpie się w potoku i wybieram na nocleg stadion pośrodku niczego, do wsi około kilometr. Czaję się do zmroku, jedząc ciastka i gdy już mam rozkładać namiot na pysznej trawce podjeżdża samochód i krąży po parkingu. Odjeżdża ale przyjeżdża następny, parkuje nieopodal...odjeżdża. Stwierdzam w takich pięknych okolicznościach przyrody, że lepiej będzie spać na zadaszonych trybunach po przeciwległej stronie. Był to strzał w 10 całą noc cisza. Gorąco. Do śpiwora wlazłem dopiero o północy. Pełnia księżyca nie przeszkadzała bo byłem pod dachem. Zdaję się, że w nocy padało.


Tu kąpiel, po tych drewnach idzie się w głąb przełomu...nie jest łatwo

Światło do robienia zdjęć niestety kiepskie




Tu godzinny odpoczynek




Szatnia stadionu na którym spałem, na tej trawce miał być namiot

Ostatecznie wylądowałem po przeciwległej stronie na samej górze pod dachem. Obyło się bez rozkładania namiotu i późniejszego suszenia

To już zajawka następnego dnia

- DST 134.19km
- Czas 06:58
- VAVG 19.26km/h
- VMAX 55.40km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 6537kcal
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 lipca 2017
Kategoria 100 - 200
Dookoła orawskiego jeziora i upadek na koniec
Powtórka wycieczki sprzed 2 miesięcy, ale z pewnymi nowymi okolicznościami. Pierwsza okoliczność to skład. Zazwyczaj jeżdżę sam czasem z dziećmi, teraz z synem i drugi raz w życiu ze szwagrem. Razem przejechaliśmy niecałe 40 kilometrów do Trsteny, oni poszli na obiad i w drogę powrotną. Dla mnie było to zbyt mało jak na wolny dzień więc ruszyłem na trasę dookoła jeziora orawskiego. Decyzja była spontaniczna podjęta w drodze. Wiatr był od zachodu, utrzymywałem dobrą prędkość dzięki krótkim odcinkom i czekaniu na szwagra. Gdy zaczęła się samotna jazda skończyły się ciągłe postoje. Zatrzymałem się tylko w Bobrowie na 60 kilometrze, zadzwoniłem wtedy do syna i zjadłem pierwszy posiłek zarazem ostatni - 3 banany. Później krótki postój przy drodze w Jabłonce - tylko picie i telefon. Była szansa, że dogonię ich przed domem. Niestety kilka kilometrów przed końcem miałem wypadek podobny do zeszłorocznego. Zjeżdżając na pełnym gazie od strony Rogoźnika uderzyłem w mojego byłego ucznia który zakładał łańcuch na ścieżce rowerowej. Nie patrząc w moją stronę nagle zaszedł mi drogę, na reakcję było zbyt późno. Tuż przed zderzeniem krzyknąłem, zjechałem na pobocze ale on już tam był. Najprawdopodobniej zrobiłem salto w powietrzu i wylądowałem razem z rowerem w rowie. Po kilku sekundach zacząłem powoli wstawać sprawdzając czy wszystko mam na swoim miejscu. Okazało się że mniej więcej wszystko ze mną w porządku rower po założeniu łańcucha też nadawał się do jazdy. Trochę przekrzywiło się siodełko, ucierpiały też przerzutki i tym trzeba się będzie zająć. O sile uderzenia świadczy to, że przekrzywionego rogu nie nastawiłem nie udało się też to synowi. Muszę zrobić to dziś za pomocą narzędzi. Dokulałem jakoś do domu, zjadłem obiad wykąpałem się i poszedłem spać. Wszystko mnie bolało i byłem bardzo zmęczony. Średnia super czas całej wycieczki też - zaledwie 5 i pół godziny. Refleksja taka jak i rok temu. Ścieżki rowerowe są ekstremalnie niebezpieczne ze względu na nieodpowiedzialne zachowania jej użytkowników. Na drodze publicznej nigdy by sobie na to nie pozwolili. Miałem już dwa wypadki obydwa zakończone niezwykle szczęśliwie obydwa na ścieżce. Po drogach jeżdżę o wiele więcej i NIC ABSOLUTNIE NIC ZERO KOLIZJI.
- DST 100.39km
- Czas 04:19
- VAVG 23.26km/h
- VMAX 60.70km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 4350kcal
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 25 czerwca 2017
Kategoria 100 - 200
Dookoła Tatr dzień drugi
Wszystko napisałem w poprzednim wpisie, więc tutaj tylko statystyki. Przewyższeń nawet nie piszę bo wyliczył mi jeszcze więcej niż wczoraj. Do tej pory nie miałem takich problemów. Co do maksymalnej to jeszcze śmieszniej bo pokazało mi ponad 300.
- DST 137.07km
- Czas 05:58
- VAVG 22.97km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 6084kcal
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 24 czerwca 2017
Kategoria 100 - 200
Dookoła Tatr po raz trzeci - dzień pierwszy
W zeszłym roku przejechałem wokół Tatr dwa razy. Najpierw w jeden dzień, później w dwa dni ale ze zwiedzaniem. Wadą systemu na raz jest to, że poza jazdą nie ma na nic czasu, poza jedzeniem, piciem i zdjęciami z trasy. Na skoki w bok nie ma siły. W 2016 na dwudniowej wycieczce zobaczyłem Strbskie Pleso i Dolinę Demianowską, teraz czas na inne atrakcje. Do wszystkich kilometrów nie doliczyłem dróg gruntowych bo oszczędzałem baterie. GPS strasznie żre a z rowerem idzie się powoli. Przewyższenia są z pewnością przesadzone ale to wina komórki. Następnego dnia na wysokości 1500 pokazywała mi -22.
Wstałem o 4, wyjechałem o 5. Wypiłem kompot, zjadłem brzoskwinię i jazda. Temperatura 15 stopni. Jadę na krótko mam z długich tylko bluzę Umbro. Nic od deszczu, nie ma padać. Do jedzenia mam kawałek schabu w przyprawach - idzie na pierwszy ogień, jem go do wieczora, kabanosy, dżem, konserwę (przywiozłem z powrotem), tofflersy, batony owocowe.
Znowu pierwszy posiłek jem w Zubercu. Po Zubercu zrobiłem błąd bo przed przełęczą powinienem zjechać do Hut, aby zobaczyć to sobie zaplanowałem.. A w planach była dolina kwaciańska i prosiecka. Wyszło tak, że na rowerze z sakwami i całym majdanem przejechałem całą dolinę kwaciańska w dwie strony! Droga była koszmarna, niektóre zjazdy musiałem schodzić o podjazdach lepiej nie wspominać. Rowerzyści na pusto nie mieli wcale lepiej. Szczytem wszystkiego było zejście do Obłazów zwykłym szlakiem turystycznym. Nie przejechałem tam nawet metra. Miejsce jest warte wszystkich wysiłków - magia. W Kwacianach skręcam na prosiecką dolinę i znowu jakimiś polnymi drogami ale widoki przepiękne. Prosiecka bardziej mi się podoba. W Liptowskim Janie jestem po 17. 2 razy kąpie się w pramenie (klado) zjadam resztki schabu, kabanosy, ogórka, jajko. W dzień było pełno chmur a teraz piękne słońce. Wypijam 4 litry różnych wynalazków. Wieczorem pożeram jeszcze dżem i bułkę. Należy się po całym dniu jazdy. Kręcę po mieście w poszukiwaniu miejsca na nocleg. Wieża widokowa na której spałem rok temu odpada bo kręcą się tam jacyś ludzie. Przy stadionie impreza z głośną muzyką do późnej nocy. Miejscówkę znajduję pod przekaźnikiem, na ściętej trawie przy krzakach do których doczepiam sypialnię. Jeszcze zagaduje do mnie babka czy będę tam spać i że piękna noc. Idzie jeszcze dwóch chłopaków z rowerami a potem nie wiem bo śpię. Budzę się po 6 godzinach o 4.30. Chciałem jeszcze poleżeć bo zimno, ale decyzja po zwinięciu majdanu. Na sypialni rosa, podsuszam na wschodzie słońca i zjeżdżam do źródła - kąpiel w mineralce jedyna taka. Nie jestem jedyny. Ludzie siedzą tu chyba całą noc. Przy informacji turystycznej ładuję telefon, dosuszam sypialnię i grzeję siebie osobiście. W Liptowskim Hradku w COOPie kupuję chleb, 3 jogurty, pasztet i serek waniliowy - 2 euro. To jedyne wydane pieniądze w ciągu tych dwóch dni. W zeszłym roku trzy i pół godziny jechałem do Strbskiego Plesa w tym niewiele lepiej, ale odpoczynki robię długie szczególnie przy trzech studniczkach. Tam rozmawiam z dwoma dziewczynami, mijam je wiele razy w ciągu tego dnia. Jadą na lekko, czyli spały gdzieś na kwaterze. Ostatni raz mijam je w Zdiarze, poddały się i czekają na auto do Zakopca. Zgratisów robię sobie trasę do Strbsiego Plesa i Popradskiego Plesa, skąd idę na cmentarz pod Osterwą - magic place.
Na dłużej zatrzymuje się w Tatrzańskiej Łomnicy gdzie jest festyn ze śpiewem, cyrkiem, tańcem itp. Męczę podjazd w Zdiarze gdzie łapie mnie faza na słodycze, których nie jadłem w ogóle. Zjadam 5 batoników owocowych. Dojeżdżam na resztkach paliwa.
Pierwszy postój - Oravice

Pyszna woda za przełęczą Borek. Aha za Oravicami nowy asfalt, dobrze bo to najbardziej zniszczony odcinek był.

Dolina kvacianska historyczne zdjęcia

Janosikowa głowa

Dolina kvacianska to kanion. Szlak wiedzie górą, są zrobione pomosty z których bezpiecznie można spojrzeć na dno. Ten na wysokości 78 metrów.

Niestety zdarzały się wypadki śmiertelne niektóre samobójcze. Ostatni w 2004 roku.

Taką drogą się telepałem - jedyny z sakwami

Ta ciemna linia w dole to kvacianski potok

Słowacka wersja Sokolicy



Last action hero, po lewej kanion

Następna platforma

...z drzewem

miejscami 100 metrów nad dnem

Maszyna w jednym kawałku po szalonym zejściu szlakiem turystycznym. Ci co widzieli jeszcze długo będą się dziwić.

Yes it's magic, miejsce nazywa się Obłazy bo trzeba obłazić niedostępny kanion. Były tu trzy młyny dla trzech wsi i tartak.


Kóz ci u nas dostatek...

Ten gracik w tle to mój rumak...mój ci on

Lanie wody

Para buch koło w ruch - nie mogę więcej pić piwa bo piszę głupoty. Dobrze, że tego nikt nie czyta.

Monka czy jakoś tak. Bedzie z tego chleb?

Panie te wszystkie kółka się kręcą, mam to na taśmie. Ręce lepiej trzymać przy sobie.

Za młynem początek kanionu .4 kilometry kanionu. Niestety niedostępny dla zwykłych śmiertelników...ale może next time.

To je vodopad Pane

To je hlavna droga

Ten pasek za mną to wg. Słowaków ścieżka rowerowa. Majo fantazje sk....Słowacy

Tu się jadło

Informacyjny triangul przy wejściu do doliny prosieckiej

Wejście do ciasnavy w prosieckiej dolinie

Chodzi się po takich tam, żeby nogi suche były bo woda mokra jest. To po łacinie, jest ale ci co znają to wiedzą.

Get on through to the other side yeah

itd.

Nielegalne wspomaganie

A tu moja sypialnia w Liptovskim Jania. W zeszłym roku obfociłem całą miejscowość

Wschód słońca nad Tatrami i suszenie w dole zdjęcia

Panorama spod sypialni, aha wziąłem tylko sypialnię bo miało nie padać

i w drugą stronę z przekaźnikiem

nad Popradem...wartki trochę

Z tych 4 kilometrów ponad 3 przedreptałem.

Dwa u góry to cele na dziś, trzeci w przyszłości, ale bez bicykla.

Mój osobisty rekord wysokości na rowerze. Wyżej w okolicy to tylko Ślaski Dom, ponad 100 metrów wyżej. Zaliczę następną razą.
Popradskie Pleso

Założyciele symbolicznego cmentarza ofiar wypadków w górach


Cmentarz pod Ostervą

Musisz to zobaczyć...koniecznie

Martwym na pamiątkę, żywym ku przestrodze

dużo tu tego

i jeszcze więcej

Każda tabliczka to co najmniej jedno...

ludzkie życie

I tak skończył mi się transfer. A miało być tak pięknie. Napiszę więc tylko, że jest tam i Wanda Rutkiewicz i Jerzy Kukuczka i Klimek Bachleda, czyli Ci których powinniście znać. A jeżeli nie znacie to wstyd. Opisałem tu dwa dni i zdjęcia są z dwóch dni a staty z drugiego będą w następnym wpisie. Tu statystyka tylko pierwszego dnia.
Na dłużej zatrzymuje się w Tatrzańskiej Łomnicy gdzie jest festyn ze śpiewem, cyrkiem, tańcem itp. Męczę podjazd w Zdiarze gdzie łapie mnie faza na słodycze, których nie jadłem w ogóle. Zjadam 5 batoników owocowych. Dojeżdżam na resztkach paliwa.
Pierwszy postój - Oravice

Pyszna woda za przełęczą Borek. Aha za Oravicami nowy asfalt, dobrze bo to najbardziej zniszczony odcinek był.

Dolina kvacianska historyczne zdjęcia

Janosikowa głowa

Dolina kvacianska to kanion. Szlak wiedzie górą, są zrobione pomosty z których bezpiecznie można spojrzeć na dno. Ten na wysokości 78 metrów.

Niestety zdarzały się wypadki śmiertelne niektóre samobójcze. Ostatni w 2004 roku.

Taką drogą się telepałem - jedyny z sakwami

Ta ciemna linia w dole to kvacianski potok

Słowacka wersja Sokolicy



Last action hero, po lewej kanion

Następna platforma

...z drzewem

miejscami 100 metrów nad dnem

Maszyna w jednym kawałku po szalonym zejściu szlakiem turystycznym. Ci co widzieli jeszcze długo będą się dziwić.

Yes it's magic, miejsce nazywa się Obłazy bo trzeba obłazić niedostępny kanion. Były tu trzy młyny dla trzech wsi i tartak.


Kóz ci u nas dostatek...

Ten gracik w tle to mój rumak...mój ci on

Lanie wody

Para buch koło w ruch - nie mogę więcej pić piwa bo piszę głupoty. Dobrze, że tego nikt nie czyta.

Monka czy jakoś tak. Bedzie z tego chleb?

Panie te wszystkie kółka się kręcą, mam to na taśmie. Ręce lepiej trzymać przy sobie.

Za młynem początek kanionu .4 kilometry kanionu. Niestety niedostępny dla zwykłych śmiertelników...ale może next time.

To je vodopad Pane

To je hlavna droga

Ten pasek za mną to wg. Słowaków ścieżka rowerowa. Majo fantazje sk....Słowacy

Tu się jadło

Informacyjny triangul przy wejściu do doliny prosieckiej

Wejście do ciasnavy w prosieckiej dolinie

Chodzi się po takich tam, żeby nogi suche były bo woda mokra jest. To po łacinie, jest ale ci co znają to wiedzą.

Get on through to the other side yeah

itd.

Nielegalne wspomaganie

A tu moja sypialnia w Liptovskim Jania. W zeszłym roku obfociłem całą miejscowość

Wschód słońca nad Tatrami i suszenie w dole zdjęcia

Panorama spod sypialni, aha wziąłem tylko sypialnię bo miało nie padać

i w drugą stronę z przekaźnikiem

nad Popradem...wartki trochę

Z tych 4 kilometrów ponad 3 przedreptałem.

Dwa u góry to cele na dziś, trzeci w przyszłości, ale bez bicykla.

Mój osobisty rekord wysokości na rowerze. Wyżej w okolicy to tylko Ślaski Dom, ponad 100 metrów wyżej. Zaliczę następną razą.

Popradskie Pleso

Założyciele symbolicznego cmentarza ofiar wypadków w górach


Cmentarz pod Ostervą

Musisz to zobaczyć...koniecznie

Martwym na pamiątkę, żywym ku przestrodze

dużo tu tego

i jeszcze więcej

Każda tabliczka to co najmniej jedno...

ludzkie życie

I tak skończył mi się transfer. A miało być tak pięknie. Napiszę więc tylko, że jest tam i Wanda Rutkiewicz i Jerzy Kukuczka i Klimek Bachleda, czyli Ci których powinniście znać. A jeżeli nie znacie to wstyd. Opisałem tu dwa dni i zdjęcia są z dwóch dni a staty z drugiego będą w następnym wpisie. Tu statystyka tylko pierwszego dnia.
- DST 105.57km
- Teren 20.00km
- Czas 05:12
- VAVG 20.30km/h
- VMAX 62.70km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 4828kcal
- Podjazdy 2813m
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 28 maja 2017
Kategoria 100 - 200
Vyżne Rużbahy - krater, miały być Tatry na raz
Plany były ambitne, ale życie zweryfikowało. Może i dobrze. 5.05 wyjazd, nic nie jadłem, wypiłem 2 szklanki Szymka ze Szczawnicy. Wczoraj byliśmy na spacerze po Szcawnicy, w muzeum pienińskim w Szlachtowej, rezerwacie Zaskalskie - Bednarówka i piwnicach na wino we Frydmanie i stąd ta woda. Temperatura skandaliczna - 2 stopnie. W swoim chorym umyśle ubzdurałem sobie, że pojadę na krótko bo w dzień miał być upał. Okazało się to oczywiście błędem, na dodatek w Rogoźniku zorientowałem się, że nie wziąłem kasku. Natychmiastowy powrót, zmarzłem przeokrutnie...a takie były piękne widoki i wschód słońca. Tylko nie miałem ich jak podziwiać. Żeby się rozgrzać ugotowałem owsiankę z rodzynkami i słonecznikiem. Niewiele to dało więc skok do łóżka. Odtajałem po godzinie. Zrobiłem kawę i zweryfikowałem plany - nie będzie Tatr bo już późno tylko Rużbahy. Wyjazd ponowny 7.35 jest już znacznie cieplej. I niespodzianka spodziewałem się wiatru od zachodu a jest wręcz przeciwnie. Gdybym pojechał w Tatry byłoby nieciekawie. Przerwa śniadaniowa w Zdiarze przy źródełku. Następny posiłek dopiero przy kraterze po pierwszej kąpieli. Opalanie, jedzenie i 4 kąpiele razem 4 godziny. Przyjechałem przed 12, wyjechałem przed 16. Dalej gorąco. W Czerwonym Klasztorze znalazłem źródełko smerdzonki. Trochę przypiekło słoneczko chociaż się smarowałem. Wypiłem 1,5 litra Szymona, 1,5 litra Rużbahowianki, i litr smerdzonki. Mineralna wyprawa. Zjadłem jogurt z płatkami owsianymi, konserwę gulasz angielski, chleb 300g 7 ziaren, żelki, 4 morele suszone, pomarańcz i mnóstwo pomidorów z solą i oregano.
- DST 156.43km
- Czas 07:04
- VAVG 22.14km/h
- VMAX 60.80km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 5104kcal
- Podjazdy 1654m
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 maja 2017
Kategoria 100 - 200
Dookoła Jeziora Orawskiego
Wreszcie dobra pogoda, temperaturka w sam raz, wiatr od wschodu. Na granicy spora grupa Słowaków z klubu rowerowego. Do Bobrowa jedzie się super później gorzej bo pod wiatr. W Bobrowie wyszedłem na kalwarię skąd jest piękny widok. Trasa jak na moje tereny dosyć płaska, Rometem w poważne góry nie mogę jechać z powodu niemożności zrzucenia na małą zębatkę na korbie. Wygodniej niż na Peugeocie, a średnia najlepsza jeżeli chodzi o trasy dłuższe. Wypiłem 2,5 litra magnezu, witamin i wody, zjadłem mozarellę z pomidorami, rybkę po węgiersku z Biedronki, dwa jogurty z crunchy i trochę pieczywa. Właściwie wszystko z Biedy. Wyjechałem o 10.30 przyjazd o 17.50, czyli 7.40 razem
Panorama Tatr po słowackiej stronie w Liesku






Po lewej wychodek oryginal


Między Trsteną a jeziorem orawskim



Namestowo



Wodne dielo Oravska Priehrada




Polskie Kilimandżaro - Babie Góra



Okręt flagowy słowackiej marynarki


Slanicky Ostrov


A tu reszta floty



Prawie jak w Bośni

Zawody strażackie w Namestowie


Kościół w Bobrowie



Kalwaria w Bobrowie










Widok z kalwarii








Przy granicy



Panorama Tatr po słowackiej stronie w Liesku






Po lewej wychodek oryginal


Między Trsteną a jeziorem orawskim



Namestowo



Wodne dielo Oravska Priehrada




Polskie Kilimandżaro - Babie Góra



Okręt flagowy słowackiej marynarki


Slanicky Ostrov


A tu reszta floty



Prawie jak w Bośni

Zawody strażackie w Namestowie


Kościół w Bobrowie



Kalwaria w Bobrowie










Widok z kalwarii








Przy granicy




- DST 100.27km
- Teren 1.00km
- Czas 04:22
- VAVG 22.96km/h
- VMAX 50.40km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 3030kcal
- Podjazdy 768m
- Sprzęt Romet Wagant 3
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 9 kwietnia 2017
Kategoria 100 - 200
Nowy Sącz przez przełęcz Knurowską i powrót
Pierwszy raz do Sącza ever, pierwszy długi dystans w tym roku.Wstałem o 6, wyjazd o 7. Wypiłem tylko szklankę mineralnej nic nie jadłem. Wziąłem 3 kanapki, batony, żelki, termos herbaty z imbirem i miodem bo było tylko 2 stopnie. Dzień wcześniej rower uzbroiłem w sakwy, rogi - ustawione bardziej poziomo niż w zeszłym roku - będę bardziej aero i całkowita nowość lusterko a 5 zł. Co do lusterka to mam mieszane uczucia bo bardzo drga, powiększa obraz i co jakiś czas trzeba go ustawiać. Zobaczę co z nim dalej. Ubranie to aż 4 warstwy. Dół - dres Adidasa - koszulka, bluza, bluza rozpinana Umbro i kamizelka - jedyna typowo rowerowa rzecz. Na głowie kask i komin zimowy który ściągam dopiero w Ochotnicy.Przed podjazdem na przełęcz Knurowską średnia 25 wiatru brak, mgliście. Kręcę bez szaleństw od 1-1 do 1-3, dałoby się mocniej ale jeszcze długi dystans dzisiaj do zrobienia. Co ciekawe prawe zakręty bardziej strome niż lewe, a jest ich 49! Nachylenie 3-8%, 5,5 kilometra. Przewyższenie od 530 do 845 metrów npm. Po drodze mnóstwo śmieci w rowach a pod szczytem miejsce śmieci zajmuje śnieg. Zimno marznę w stopy i nogi. Na górze pierwszy popas jem kanapkę, słonko przebija prze mgłę, a od Ochotnicy już pełne słońce. Ruch na drodze niewielki, dopiero w Sączu auta stają się dokuczliwe. Wjeżdżam od strony Starego Sącza. Po 11 jestem na miejscu jem u mamy obiad, odpoczywam prawie 3 godziny. Kawałek odprowadza mnie syn czyli Jantok i po 14 znowu w drodze tym razem obwodnicą. Powrót męczący duży ruch drogę znam na pamięć. Długie odpoczynki powodują, że od Łopusznej kręcę po ciemku. Mam co prawda lampkę ale nawet nie chce mi się jej zakładać. W domu po 20. Drugi dystans w życiu ale bez euforii. Gdybym miał więcej czasu to wybrałbym trasę przez Słowację ewentualnie przez przełom Dunajca. Droga 969 z Nowego Targu do Nowego Sącza jest zbyt ruchliwa nawet w niedzielę.
Przełęcz Knurowska

Kolejarz przed dworcem w Sączu



Jantok





Bośnia rządzi ale nie taką kocham




Takie winiki miałem w Sączu czyli na półmetku

Takie wyniki miałem na przełęczy knurowskiej


Kolejarz przed dworcem w Sączu



Jantok





Bośnia rządzi ale nie taką kocham




Takie winiki miałem w Sączu czyli na półmetku

Takie wyniki miałem na przełęczy knurowskiej

- DST 156.00km
- Czas 07:16
- VAVG 21.47km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 4800kcal
- Podjazdy 1220m
- Sprzęt Peugeot
- Aktywność Jazda na rowerze